— Ależ, koteczku, po co ja właściwie pojadę do Smorgoń? Usłyszałem piękny wykład. A że Smorgonie to są historyczne, a że tyję, a że jestem nieruchliwy, jak niedźwiedź, a że to, a że owo. Inny mąż na mojem miejscu przeraziłby się, że mu żona sfiksowała, ale ja nie znam uczucia strachu, więc się nie zląkłem. Zjadłem szybko obiad i poszedłem do znajomego porucznika na poważną rozmowę. Wróciłem do domu wieczorem, szczerze wdzięczny porucznikowi za cały szereg informacyj pożytecznych, oraz za wypożyczenie mi kamaszy amerykańskich, z wysokiemi sznurowanemi cholewkami i obcasami podkutemi.
Żona już spakowała mi mój amerykański plecak. Pożegnała mnie serdecznie, czule powtarzając: „Miej wzgląd na przyszłe potomstwo“.
Na schodach usłyszałem to samo, a gdy znalazłem się na ulicy, wysunęła głowę z okna i powiewając chusteczką, krzyknęła mi znowu: „Pamiętaj, miej wzgląd na przyszłe potomstwo“.
Ta przestroga ciągle mi tkwiła w umyśle. Jak mucha natrętna bzykała mi koło ucha w Wilnie i w drodze do Smorgoń, a wreszcie przez długie godziny poszukiwania tej miejscowości historycznej, widocznej jak wół na mapie. Ale na zgodnym z mapą terenie — leżało zaledwie dziesięć cegieł i dwie zardzewiałe blachy kuchenne. Ten właśnie materjał budowlany, zewidencjonowany zresztą, jak się później dowiedziałem, w Oddziele Budowlanym Dowództwa Frontu Litewsko-Białoruskiego i Sekcji Zdobyczy Wojennych Nacz. Dow. W. P. podobało się ludziom upartym i konserwatywnym nazywać Smorgoniami.
Znalazłem wreszcie okopy, w których mieściła się grupa naszego wojska. Dowodził nią, jak się okazało, kapitan, dawny strzelec i mój znajomy. Zameldowałem mu się, oddałem ukłony od żony i powiedziałem, że pobędę w jego grupie przez parę tygodni.
Kapitan zgodził się. Chciał się tylko przekonać czy pamiętam musztrę i donośnie zakomenderował:
— Uwaga, bo za chwilę będzie „baczność“. Po chwili: Baczność! A teraz — zawołał — w tył zwrot!
Obróciłem się błyskawicznie i jak potrzeba było. Kapitan zaś ciągle krzyczy za mną: w tył zwrot!
Choć tego czynić nie wolno, odwróciłem głowę i mel-
Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.