aby oko człowieka śmiertelnego nie przejrzało istotnej przyczyny zamiany zmierzchu na noc. Zarazki tyfusowe zlekka wydęte, czyli brzuszne, i barwne, czyli plamiste, ciągnęły, jak komary, całemi słupami do chałup na spoczynek. Nie chcąc noclegu dzielić z takiem towarzystwem, siadłem sobie na ławeczce przy jednej z chałup z myślą wyładowania zawartości smacznej swego plecaka. Gwiazdy, mrugając filuternie, kokietowały księżyc, który wobec tego w popłochu panicznym rzucił się do ucieczki. Dopiero, gdy zrobiła się, dosłownie zrobiła się ciemność, domyśliłem się, że to był ze strony księżyca wybieg. Chodziło mu o co innego. Naiwny księżyc. Człowiek, który tyle, co ja przeżył — nie jedno w życiu widział, coprawda tylko na ziemi.
Pyta się pan, dla czego nie szukałem swego oddziału i kapitana? Słusznie się pan pyta. Zabłądziłem. Nie wiedziałem, w którą stronę skierować się, a zresztą myślałem o czem innem. Trzeba wam wiedzieć, że jestem naturą refleksyjną. Jestem człowiekiem niebogatym, wiążę zaledwie koniec z końcem i nie mogę nigdy związać, bo ciągle zastanawiam się, od którego końca najlepiej zrobić węzeł. Ale mam swoje myśli. I tem się różnię od innych ludzi. Moje myśli myślą mi się najlepiej wtedy, gdy jestem sam. Jest to prawdopodobnie jakiś dziwny atawizm, przeklęta dziedziczność. Myślę poważnie, nawet ośmielę się powiedzieć filozoficznie, gdy jestem sam z sobą.
Nie szukałem swego kapitana, nie myślałem o jego tak krwawo walczącej beze mnie grupie wojska, bo myślałem sobie o czem innem. Przede mną był mały otulony nocą sad. Wzrok mam doskonały, wzrok myśliwego i żołnierza. Znany byłem jako oceniacz odległości, który myli się o trzy kroki zaledwie i to krótkie. Dojrzałem w sadzie delikatne pnie jabłonek młodych, a na nich, niech pan nie przeszkadza, nie gruszki, lecz jabłka... Skąd na jabłonkach gruszki? Właśnie, że jabłka i to niedojrzałe. Czy to nie zastanawiające? Mój Boże? — nędza w tych stronach, głód, ludzie o twarzach ziemistych jedzą chleb z trawy pokrzyw, na lewo wojna, na prawo wojna. Smorgonie w gruzach, a na jabłonce w czerwcu jabłka niedojrzałe. Prawda, że to ciekawe. Jest się nad czem zadumać. Myślałbym z kolei i o czem innem, równie zbożnemi myślami, gdyby nie to, że zapaliłem papierosa. Co się właściwie stało nie wiem. Nie będę kłamał. Ale
Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.