u nas i w tej części świata, która niesłusznie nazywa się Europą, lecz odymiliśmy, zgodnie ze zwyczajem myśliwych, polujących w Górach Skalistych wspólnie wypaloną fajką. Przyjaźń nasza trwałaby jeszcze dłużej niż trwała, gdyby nie cud. Bo rozstaliśmy się cudem. Przypadek nie zdziałałby tego.
Z Chicago, gdzie w dzielnicy chińskiej obracaliśmy, dla zarobku karuzelę jakiegoś Włocha, wyjechaliśmy, jako przewodnicy towarzystwa, złożonego z kilkunastu Anglików i Amerykanów i mnóstwa służby, na polowanie do najgęstszej puszczy brazylijskiej. Na jednym z postojów Anglik, do dziś pamiętam jego nazwisko, lord Cundelbury, raczył się wodą sodową, zwykłą wodą sodową. Nemrod, który nigdy w życiu nie pił wody sodowej, łyknął tego coś ze dwie szklanki — bynajmniej nie przez łakomstwo. O! nie! ot! tak sobie! przez zwykłą ciekawość. Gaz mu uderzył do głowy i chłop się upił. Niema w tem nic dziwnego. Stało się to z nieprzyzwyczajenia Nemroda do tego rodzaju płynów. Znoszę pijanych na wesoło, znoszę nawet takich, choć z mniejszym spokojem, którzy się upijają na smutno, ale Nemrod, jako pijany, był już doprawdy nieznośny. Ten człowiek nie mógł chodzić prawie. Zataczał się co chwila, plótł coś bez sensu i łapał się co chwila za nos. Wódka uderza do głowy, miód idzie w nogi, a sodowa woda paraliżuje nos, który jest pełen gazu. W tej właśnie chwili, gdy zirytowany Nemrod puszczał bańki gazowe nosem, nawinął mu się zlekka podpity Murzyn, służący jednego z naszych Amerykanów, Nemrod, który nie lubił pijaków, huknął murzyna w kark ku niesłychanemu wprost zadowoleniu pana murzyna, t. j. tego pana, który był panem murzyna. Nic złego nie stało by się, gdyby nie protest lorda Cundlaburego, który zawsze stawał w obronie czarnej rasy.
— Ten człowiek nie jest dżentelmenem — wskazał na Nemroda — mając do wyboru pomiędzy murzynem, wolnym obywatelem Stanów Zjednoczonych, a moim lokajem irlandczykiem — zboksował murzyna? Nie pomogły żadne wyjaśnienia, perswazje i kłótnie wreszcie. Krzyczeliśmy wszyscy. Spłoszyliśmy krzykiem zwierzynę w obrębie 10 kilometrów nic nie pomogło. Nemrod był człowiekiem niezwykle ciekawym. Było w nim coś niesamowitego, czem zdobywał sobie ludzi, nieznoszących żadnych łańcuchów zależności. Jakby
Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.