Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

analogię jako złośliwość. Przecież ziemia musi rodzić nie byle jak, żeby wykarmić takie cudaczne bydlęta, jak mamuty. Nigdzie na północy nie widziałem aż tak dalece urodzajnych terenów. A więc mamut nie może istnieć. Niemożliwość nie mogąca „zaistnieć“! — wykrzyknąłem pewny swego.
— Wybaczam ci, boś dłużej był w Polsce niż na północy. Młody zresztą jesteś i nie wiele podróżowałeś. Ale zgadzam się z tobą. Mamut nie istnieje. Ostatniego na ziemi ja zabiłem — i Nemrod wskazał palcem na własną rękę.
Tak powiedział Nemrod Wielki Myśliwy.
Cisnąłem grudą ziemi na psy, aby przestały hałaśliwie zachowywać się i czekałem na to, co mi Nemrod opowie. Przekonywałem się stopniowo, że ten człowiek usunie wszelkie moje wątpliwości, które postanowiłem jednak wyrażać. Po długiej chwili milczenia zaczął:
— A było to tak...
Jakoś pewnego razu zarządziłem sobie postój...
— Gdzie? przerwałem mu szybko.
Nemrod machnął parę razy ręką w kierunku północno-wschodnim.
— Jest ci tam taki olbrzymi szmat ziemi. Mało ludzi odważyło się przeniknąć nań, a jeszcze mniej stamtąd wróciło. Co ci po tem? Odpoczywałem sobie tam na postoju razem z Frygą. Fryga była to najlepsza ze szczekaczek, które wietrzą za śladem, lub wtykają nosy do kotłów na wszystkich biwakach. Ojciec jej był rasowym psem rosyjskim, po chodził z za morza Beringa. Skrzyżowałem go z wielką znajomością tego rodzaju rzeczy z wiatronogą suczką rasy kalifornijskiej. Uczciwie mówię, skrzyżowanie wypadło przecudownie. I właśnie w tem dniu, o którym mówię Fryga leżała w połogu. Przyczynił się do tego bestja wilk prawdziwy, leśny, szary, długonogi z płucami głębokiemi i żelazną wytrwałością. Co? Jak ci się to podoba? Znasz kogo, coby mógł się pochwalić czemś podobnem? Utworzyłem nowy ród psów i chyba miałem prawo po tem oczekiwać na brzemienne w skutki wypadki? Co? — Kiwnąłem głową.
Połóg odbył się szczęśliwie. Siadłem w kucki nad siedmioma ślepemi szczeniakami (a mnie się przypomniało moje potomstwo), gdy w tem rozległo się za mną, gdzieś z tyłu coś w rodzaju odgłosu trąby i huku miedzianego. Ale to nic. Piekielny poryw wiatru zwalił mnie w ten sposób