Odzież miałem w łachmanach. W ciągłej bieganinie gubiłem łachman za łachmanem i wreszcie biegłem za mamutem tak, jak mnie matka na świat wydała, trzymając w jednej ręce siekierkę, a w drugiej głaz. Przystawałem od czasu do czasu, śpiąc snem fragmentarycznym na występach skalnych. Co zaś do mamuta, to chudł mi w oczach, — stracił widocznie nie mniej, jak kilkanaście pudów — i wpadł w taki stan zdenerwowania, w jaki wpada nauczycielka w szkole, gdy traci nadzieję na zamążpójście. Gdy zbliżałem się do niego z krzykiem, lub ciskałem w niego kawałkami skały, podskakiwał, jak młode źrebię, i drżał od stóp do głowy. Później zaś, podtuliwszy ogon i wyciągając groźnie trąbę, uciekał, oglądał się i, błyskając ze złością oczami, klął mnie w ten sposób, że ogarniało mnie przerażenie. Niemoralne to było bydlę — zbójca, szpetnie klący!
Ale mu nic nie pomogło. W pewnej chwili zaczął szlochać i zawodzić, jak dziecko. Padł zupełnie na duchu i zamienił się na drżącą górę boleści. Męczyło go bicie serca, chwiał się jak pijany, walił się z nóg i do krwi obcierał sobie skórę na bokach o skały. Wreszcie zaczął płakać. A robił to wszystko podczas biegu. Och! skały płakały z nim razem! Płakałbyś i ty i każdy, choćby miał serce z żelaza. Tak żałośnie i przykro było na to patrzeć! I tak długo, przeraźliwie długo to trwało! Ale powiedziałem sercu, choć mi się krwawiło: milcz, serce! A nogom, choć odmawiały mi posłuszeństwa: do góry uszy! — poczem przyśpieszałem biegu. Wreszcie zamęczyłem na dobre mamuta, który, dusząc się formalnie, głodny, bezsilny od pragnienia, — padł, jak długi.
Stałem przy nim przez miesiąc, obserwując go bacznie, a gdy w ciągu tego czasu nie próbował się nawet dźwignąć, podciąłem mu żyły pod kolanami i przez całą dobę wrąbywałem się w niego siekierą, słuchając ze łzami w oczach, jak chrapał i szlochał, dopóki nie umilkł nazawsze.
Trzydzieści stóp liczył długości, a tylko dwadzieścia szerokości. Pomiędzy kłami mamuta mógłbyś sobie zawiesić hamak i przespać słodko nockę jedną i drugą. Pomimo szalonej gonitwy, podczas której ubyło mu trochę tłuszczu i szpiku — zostało na nim trochę mięsa do zjedzenia. Z dwu par nóg mógłbyś mieć pieczeń i to nie byle jaką na cały rok. Co do mnie — spędziłem przy resztkach mamuta całą zimę.“
Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.