i odgrzał suchary. Krótki dostarczał paliwa i podtrzymywał ogień, zaś Joy zakrzątnęła się około skromnego nakrycia, składającego się w dwóch talerzy, dwóch kubków, dwóch łyżek, blaszanki ze solą zmięszaną z pieprzem i blaszanki z cukrem. Kiedy przyszło do jedzenia, musiała się każdem daniem dzielić z Kurzawą. Jedli z jednego talerza i pili z jednego kubka.
Było około drugiej po południu, kiedy przedostali się na drugą stronę i zaczęli zwolna spuszczać się ku Squaw Creek. Z początkiem zimy jakiś myśliwy, polujący na łosie, wydeptał ścieżkę w Kanjonie — to znaczy, idąc do góry i schodząc nadół, szedł ciągle swojemi staremi śladami.
W rezultacie, wśród sypkiego, delikatnego śniegu, utworzyła się linja nieregularnych, wzgórków przykrytych śniegiem późniejszym. Jeśli ktoś chybił nogą taki wzgórek, wpadał w nieudeptany śnieg i najczęściej przewracał się. Prócz tego ten jakiś myśliwy, polujący na łosie, był indywiduum o niesłychanie długich nogach. Joy, która teraz szczerze już pragnęła, aby jej dwaj towarzysze mogli zdobyć jakiś dział, a obawiała się, że ze względu na jej zmęczenie będą szli wolniej, uparła się prowadzić ich. Szybkość i sposób, w jaki ich prowodziła tą niebezpieczną drogą wywołały zachwyt Krótkiego.
— Spojrzyj tylko na nią — wołał. — To człowiek, to prawdziwe czerwone mięso! Patrz tylko, jak jej kierpce latają. Tu niema wysokich obcasów. Używa nóg takich, jak jej je Bóg dał! Jedyna squaw dla człowieka polującego na niedźwiedzie.
Strona:Jack London - Wyga.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.