Odpowiedziała mu uśmiechem uznania, który obejmował i Kurzawę.
Kurzawa doznał uczucia serdecznego koleżeństwa, mimo iż równocześnie w tem wszystkiem było bardzo dużo kobiecości, całującej go tym swym koleżeńskim uśmiechem.
Kiedy wreszcie stanęli na brzegu Squaw Creek i obejrzeli się, ujrzeli wszystkich ludzi, biorących udział w biegu, rozsypanych w nieregularne szeregi i z wysiłkiem schodzących po stokach działu wód.
Ześliznęli się z brzegu ku korytu. Rzeczka, zamarznięta aż do dna, miała dwadzieścia do trzydziestu stóp szerokości i płynęła między gliniastemi i błotnistemi brzegami, szerokiemi około ośmiu stóp. Na śniegu, który ją pokrywał, nie widać było ani jednego świeżego śladu i wszyscy zrozumieli, że znajdują się ponad działem odkrycia i ostatniemi żerdkami, zatkniętemi przez członków wyprawy Lwiego jeziora.
— Uważajcie na źródła — ostrzegała Joy, kiedy Kurzawa prowadził ich wzdłuż rzeki. — Przy siedemdziesięciu stopniach mrozu można stracić nogę, jeśli się w jakieś źródło wdepnie.
Źródła te, jak wszystkie źródła rzek w Klondike, nie zamarzają nawet podczas największych mrozów. Odrzucana przez brzegi woda tworzy oparzeliska, które cienki lód i śnieg chroni przed zamarznięciem.
Pod człowiekiem, idącym po tym suchym śniegu, łatwo załamuje się gruba na pół cala powierzchnia lodu — tak iż wędrowiec wpada po kolana
Strona:Jack London - Wyga.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.