Strona:Jack London - Wyga.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

które nacierał śniegiem, i zdawało mu się, że ta jego władza rozciąga się na wszystkie kobiety. Opanowało go niewyraźne, lecz ogniste poczucie własności. Miał wrażenie, że nie potrzebuje zrobić nic innego, jak tylko udać się wprost do Joy Gastell, wziąć ją za rękę i powiedzieć: „Chodź”!
Kiedy sobie to wszystko tak pięknie wyobrażał, spostrzegł nagle coś, co zupełnie kazało mu zapomnieć o władzy nad kobiecemi nóżkami. Na skraju doliny nie zatknął żadnej narożnej żerdki. Mianowicie nie dotarł do skraju doliny, ale zamiast tego stanął naprzeciw drugiej jakiejś rzeczki. Objął wzrokiem pochyloną wierzbę i wielką rzucającą się w oczy gałąź sosnową. Wrócił znów ku strumieniowi, gdzie tkwiły żerdki centralne. Obszedł łożysko, wyginające się w kształt podkowy i zauważył, że łożyska obu tych strumieni są właściwie jednem i tem samem łożyskiem. Dwa razy przebrnął śniegiem od jednego krańca doliny do drugiego, zdążając naprzód od niższego skraju numeru „dwudziestego siódmego, potem od górnego skraju numeru „dwudziesto ósmego” i przyszedł do przekonania, że górny skraj ostatniego działu znajdował się niżej, niż niższy skraj pierwszego. W szarym zmierzchu i półmroku Krótki obrał oba ich działy w owej podkowie.
Kurzawa wrócił do małego obozu. Na jego widok Krótki, który właśnie kończył przemywanie piasku w misce, wybuchnął:
— Wygraliśmy — wołał podsuwając mu miskę. — Popatrz tylko! Złota jajecznica. Wszystkiego dwieście kroków stąd to masz co jest w samym piasku. By-