łem już w różnych miejscach, ale nigdy jeszcze nie widziałem takiego masła jak w tej misce.
Kurzawa rzucił obojętne spojrzenie na złoto, nalał sobie przy ognisku filiżankę kawy i usiadł.
Joy domyśliła się, że coś jest nie w porządku i przyglądała mu się zaciekawionym, badawczym wzrokiem
Ten brak zachwytu ze strony wspólnika zirytował Krótkiego.
— Czemu nie kopiesz i nie awanturujesz się? — zapytał. — Tu dobierzemy się wreszcie do swego, chyba że taka miska z dwustu dolarami cuchnie.
Kurzawa zamiast odpowiedzi połknął naprzód łyk kawy.
— Krótki, dlaczego te nasze dwa działy tutaj podobne są do Kanału Panamskiego?
— Cóż to ma znaczyć? —
— Widzisz, w Kanale Panamskim wschodnie wejście znajduje się na zachód od zachodniego. Oto wszystko.
— Idźże! — odpowiedział Krótki — Cóż to znowu za dowcip?
— Poprostu mówiąc, Krótki, naznaczyłeś nasze dwa działy na krzywiźnie wielkiej podkowy.
Krótki postawił miskę na śniegu i wstał.
— Idźże! — powtórzył.
— Górny kraniec, „dwudziestego ósmego” numeru znajduje się o dziesięć stóp niżej od dolnego krańca numeru „dwudziestego siódmego”.
— Chcesz przez to powiedzieć, Kurzawa, żeśmy nic nie dostali?
— Gorzej, dostaliśmy o dziesięć stóp mniej, niż nic.
Strona:Jack London - Wyga.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.