— Najwyższy czas zaprzestać już tej zabawy — napominał Krótki, usiadłszy na skraju swego tapczanu i zdejmując kierpce. — Wygrałeś już siedem tysięcy. Tylko warjat wystawiałby swe szczęście na dalszą próbę.
— Krótki, tylko skończony warjat porzuciłby tak pewny system, jak mój.
— Słuchaj, Kurzawa, jesteś „morus”, tyś skończył uniwersytet, w jednej minucie możesz wiedzieć więcej, niż ja mógłbym się nauczyć za czterdzieści tysięcy lat. Ale, mimo wszystko, mylisz się grubo, jeśli sądzisz, że twoje szczęście jest naprawdę systemem. Przecież i ja cośniecoś wiem. Cośniecoś w świecie widziałem. I powiadam ci poprostu, szczerze i z całą pewnością, że niema takiego systemu, któryby mógł pobić bank.
— A przecież ja ci taki system pokazałem — jest chyba prosty jak drut.
— Nie, Kurzawa, nieprawda, nic mi nie pokazałeś, to jest poprostu nic innego jak tylko sen. A potem ja się zbudzę, rozpalę ognisko i zacznę gotować śniadanie.
— Słuchaj, niedowiarku, tu jest piasek złoty, zważ go! — Z temi słowy Kurzawa rzucił swemu spólnikowi na kolana wór pełen złotego piasku. Worek ważył trzydzieści pięć funtów i Krótki zupełnie dokładnie zdał sobie sprawę z jego ciężaru i siły uderzenia.
— To chyba jest rzeczywistość — dowodził w dalszym ciągu Kurzawa;
— Abo ja wiem. Miałem już niejeden potężnie rzeczywisty sen w mem życiu. Wszystko mi się
Strona:Jack London - Wyga.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.