— I przyrzekniecie nam nigdy już więcej nie grać w ruletę w Dawsonie?
— O, nie, mój panie — odrzekł Kurzawa stanowczo. — Mogę tylko przyrzec, że nie będę grał więcej według tego systemu.
— Boże! — wybuchnął Moran. — Nie chcecie chyba przez to powiedzieć, że macie kilka systemów!
— Czekajcie! — zawołał Krótki. — Chciałbym pomówić ze swym wspólnikiem. Chodź tu, Kurzawa.
Kurzawa usunął się z nim do cichego kąta, gdzie na obu skoncentrowały się spojrzenia jakiej setki oczu.
— Uważaj, Kurzawa! — szeptał Krótki chrapliwie. — Może być, że to nie sen. Jeśli nie sen, to sprzedajesz swój sekret za psie pieniądze. Cały świat możemy przy jego pomocy zdobyć. On wart miljony! Trzymaj się! Nie daj się!
— Ale jeżeli to tylko sen? — przekomarzał się Kurzawa łagodnie.
— W takim razie w imię miłości samego snu duś tych szulerów i wydrzyj im najwięcej jak tylko możesz. Co wart sen, jeśli nie możesz go naprawdę urzeczywistnić, dośnić do prawdziwego, wiecznego „finish’u?”
— Na szczęście, Krótki, to nie sen.
— W takim razie nigdy ci nie daruję, jeżeli go sprzedasz za trzydzieści tysięcy.
— Jak go sprzedam za trzydzieści tysięcy, rzucisz mi się na szyję i zbudzisz się wreszcie, aby się przekonać, że wogóle przez cały ten czas nie spałeś. To nie sen, Krótki. Przekonasz się w prze-
Strona:Jack London - Wyga.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.