Strona:Jack London - Wyga.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

duktywniejszej działalności i zrozumiał, czego właściwie chce. U mnie przyszło to prędzej. Ja na swoją wizję nie czekałem nawet trzydziestu lat. Mimo wszystko, Bury, wolałbym urodzić się wilkiem i być przez całe życie waszym bratem.
Całemi dniami wędrował wśród chaosu kanjonów i działów wód, nie stosujących się do żadnego rozumnego planu topograficznego. Zdawało się, jak gdyby je stworzył jakiś kosmiczny żartowniś. Napróżno szukał rzeczki lub strumyka, któryby naprawdę płynął na południe ku rzece Mc Question lub Stewarta. A potem zerwała się burza górska, która ogarnęła wichurą chaos wysokich i niższych działów wód. Znajdując się ponad strefą lasów, przez dwa dni walczył poomacku, starając się w jakiś sposób zejść trochę niżej. Drugiego dnia stanął na skraju olbrzymiej palisady. Śnieg padał tak gęsty, że Kurzawa nie mógł dostrzec podnóża tego wału i nie śmiał nawet próbować zejść po jego zboczu. Zawinął się w kożuchy i zebrał dokoła siebie psy w głębokim śniegu, ale ani na chwilę nie pozwolił sobie zasnąć. Rano, kiedy burza ucichła, wypełznął ze swej nory na zwiady. O ćwierć mili poniżej znajdowało się bez najmniejszej wątpliwości zamarznięte, śniegiem zasypane jezioro. Poszarpane turnie okalały je ze wszystkich stron. Wszystko to najzupełniej odpowiadało opisowi. Znalazł jezoro Niespodzianek naoślep.
— Dobrze się nazywa — mruknął, stanąwszy nad jego brzegiem. Kilka starych sosen stanowiło tu całą roślinność. Idąc ku tym drzewom, natknął się