mruknął po pół godzinie — będę musiał albo zemknąć i rozpalić gdzieś ogień, albo też odmrozić sobie nogi. Bury, cóżbyś ty zrobił, leżąc tak na mrozie z zamierającym obiegiem krwi, mając naprzeciw siebie człowieka, który usiłuje cię ukatrupić?
Popełznął kilka łokci wstecz, ubił śnieg, zatańczył trepaka, który pchnął falę krwi w jego stopy i starał się wytrzymać jeszcze pół godziny. A wówczas usłyszał dolatujący z rzeki niemożliwy do niepoznania brzęk psich dzwonków. Wychyliwszy się, ujrzał na zakręcie sanki.
Szedł przy nich jeden jedyny człowiek, pchając hamowidło[1] i poganiający psy. Na Kurzawie widok jego sprawił wrażenie wstrząsające, bo był to pierwszy człowiek, jakiego ujrzał po trzech tygodniach od chwili rozstania z Krótkim. W następnej chwili myślał już o chytrym mordercy, ukrytym na przeciwległym brzegu.
Nie pokazując się, gwizdnął na przestrogę. Człowiek nie usłyszał gwizdnięcia i w dalszym ciągu szybko się zbliżał. Kurzawa gwizdnął drugi raz jeszcze głośniej. Człowiek krzyknął na psy, stanął, i zwrócił się twarzą ku Kurzawie, gdy nagle znowu rozległ się wystrzał z karabinu. W chwilę później Kurzawa wypalił w zarośla, w kierunku strzału.
Człowiek na rzece został trafiony jednym jedynym strzałem. Uderzony pociskiem o wielkiej szyb-
- ↑ Hamowidło — po angielsku „geepole”. Właściwie nie jest to ani hamowidło oni dyszel, lecz raczej coś w rodzaju steru — umieszczony wtyle sanek kij, zapomocą którego można sankami kierować. Saneczki, ciągnione przez psy, są w całem znaczeniu słowa „na rzemiennym dyszlu” skutkiem czego spłożą się wciąż raz na prawo, raz na lewo. Dla zapobieżenia temu używa się owego „geepole”, a ponieważ przyrząd ten służy do hamowania wahań się sanek, nazywamy go „hamowidłem”. Przyp. tłum.