Strona:Jack London - Wyga.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie macie na sprzedaż nawet tych pięćdziesięciu funtów mąki? — pytał Breck.
— Nie macie dość piasku, by zapłacić tyle, ilebym ja zażądał.
— Dam wam dwieście.
Człowiek potrząsnął przecząco głową.
— Trzysta, trzysta pięćdziesiąt.
Zgodzili się na czterysta. Górnik skinął głową i rzekł:
— Chodźcie do mej chaty odważyć złoto.
Zwolna przecisnęli się przez ciżbę ku drzwiom i wyśliznęli się. Po kilku minutach Breck wrócił sam.
Właśnie Harding składał swe zeznania, kiedy Kurzawa ujrzał, jak drzwi uchylają się zwolna i w otworze pojawiła się twarz górnika, który sprzedał Breckowi mąkę. Człowiek ten robił różne miny i gwałtownie kiwał na kogoś znajdującego się w izbie; ten ktoś, siedzący przy piecu, wstał i zaczął się zwolna przeciskać przez ciżbę ku drzwiom.
— Dokąd, Sam? — zapytał Shunk Wilson.
— Zaraz wrócę — odpowiedział Sam, — muszę wyjść.
Kurzawie pozwolono zadać świadkom parę pytań i właśnie Harding znajdował się w krzyżowym ogniu pytań, kiedy z zewnątrz doleciało skomlenie psów w uprzęży oraz zgrzyt i turkot płozów. Ktoś znajdujący się niedaleko drzwi wyjrzał na dwór.
— To Sam i jego spólnik z pełnym psim zaprzęgiem jadą ku rzece Stewarta — oznajmił człowiek przy drzwiach.
Przez jakie pół minuty panowało milczenie, pod-