i w wielkim piecu, opalanym drzewem. I tu znalazł Kurzawa śmietankę Dawsonu — nietylko wykwit miljonerów, ale sam kwiat górniczego miasta, którego ludność rekrutowała się ze wszystkich stron świata, — ludzi jak Warburton Jones, słynny podróżnik i pisarz, Consadine, kapitan konnej policji, Haskell, komisarz kopalni złota Zachodnio-Północnego Terytorium, wreszcie baron von Schroeder, ulubieniec cesarza, międzynarodowej sławy pojedynkowicz.
I tu właśnie znalazł czarującą w wieczorowej sukni Joy Gastell, którą swego czasu spotykał tylko na szlaku w kożuchu i w kierpcach. Tak się jakoś złożyło, że przy stole siedział obok niej.
— Czuję się, jak ryba na piasku — zwierzał się jej. — Widzi pani, wszyscy ci ludzie są naprawdę tak wspaniali! Ja wogóle nie przypuszczałem nigdy, żeby w Klondike mógł istnieć taki wschodni przepych. Niech pani spojrzy na von Schroedera, przecie on ma prawdziwy żakiet. A Consadine ma nawet nakrochmaloną koszulę z twardym gorsem. Chociaż swoją drogą wszyscy są w kierpcach. A jak się pani podoba mój rynsztunek?
Podał naprzód pierś, jak gdyby czekał pochwały ze strony Joy.
— Czy aby pan trochę nie przytył od czasu jakeśmy się widzieli na przełęczy — zaśmiała się.
— Nie, niech pani zgaduje dalej.
— Nie na pana robione ubranie?
— Teraz pani zgadła. Kupiłem je od jednego z urzędników A. C. Company.
— Doprawdy wstyd, te pisarczyki są wątłe w ra-
Strona:Jack London - Wyga.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.