Strona:Jack London - Wyga.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

częte i z łatwością go dogoniły. Jak tylko sanie znalazły się obok siebie, Kurzawa skoczył na nowe sanki, z których Billy natychmiast się zsunął.
— Gdzie jest Wielki Olaf? — zawołał Kurzawa.
— Na czele — odpowiedział Billy.
W tej chwili ognie pozostały wtyle i Kurzawa znowu leciał przez ciemność. W krach tego odcinka, gdzie droga prowadziła przez chaos zjeżonych brył lodowych i gdzie Kurzawa, zeskoczywszy z sanek, ciągnął je liną tuż za psem prowadzącym zaprząg, przegonił troje sanek. Zdarzały się nieszczęśliwe wypadki i nieraz słychać było, jak ludzie odcinali psy i poprawiali uprząż.
W krach następnego odcinka między rzeką Białą a osadą Sześćdziesiątej Mili przegonił jeszcze dwoje sanek.
Jakby dla dokładnego wykazania mu, co się innym przydarzyło, jeden z jego własnych psów wywichnął łopatkę i nie mógł dotrzymać kroku drugim psom, które go zaczęły wlec w uprzęży. Rozzłoszczone zaczęły go szarpać kłami tak, że Kurzawa musiał je rozpędzać ciężkiem biczyskiem. Kiedy odcinał ranne zwierzę, usłyszał za sobą skomlenie psów i znany sobie męski głos. Był to von Schroeder. Kurzawa, chcąc zapobiec zderzeniu, krzyknął, aby go ostrzec, skutkiem czego baron, poganiając swe zwierzęta i kierując hamowidłem, wyminął go w odległości dwunastu stóp. Jednakże ciemności były tak gęste, że Kurzawa słyszał wprawdzie, jak baron go wymija, ale nie widział go.
Na równej przestrzeni lodu pod handlowym eta-