pędzał swe psy wspaniale, ale prowadzący pies Kurzawy skakał wciąż zboku na naręcznego Olafa. Przez jakie pół mili troje tych sanek leciało tak koło siebie. Po pewnym czasie jednak gładka przestrzeń zaczęła się zwężać i tu Wielki Olaf skorzystał ze sposobności. Kiedy latające z boku na bok sanie zderzyły się, Wielki Olaf skoczył i jak tylko na nich się znalazł, zerwał się na kolana, głosem i biczem popędzając psy. Równina zmieniła się tu w wąski szlak a Wielki Olaf, pchnąwszy naprzód swe psy, znowu wyprzedził Kurzawę o łokieć.
— Człowiek nie jest pokonany, dopóki nie został pokonany — rzekł sobie w duchu Kurzawa, i gnał co siły, a Wielki Olaf nie mógł się od niego odczepić. Żaden zaprząg, którym Kurzawa tej nocy jechał, nie wytrzymałby tak zabójczego biegu, dotrzymując kroku wypoczętym psom — żaden zaprząg, wyjąwszy ten jeden jedyny. Jednakże to tempo było istotnie zabójcze, a kiedy znaleźli się na zakręcie skalistego brzegu Klondike City, zrozumiał, że jego zwierzęta dobywają z siebie resztę sił. Prawie niepostrzeżenie odstawały a Wielki Olaf zyskiwał wciąż piędź po piędzi, aż wreszcie wysunął się naprzód na dwadzieścia łokci.
A wówczas zgromadzona na lodzie ludność Klondike’u City wydała wielki okrzyk. W tem miejscu Klondike wpływa do Yukonu a o pół mili dalej na drugim północnym brzegu Klondike stoi Dawson. Zahuczała nowa burza jeszcze szaleńszych okrzyków i Kurzawa spostrzegł naraz sanki, które pędziły ku niemu. Natychmiast poznał wspania-
Strona:Jack London - Wyga.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.