Udawała się tam i teraz — jak mówiła — wraz z ojcem, którego jednak interesy zatrzymały po drodze w Seattle.
Wyjechawszy stamtąd na pokładzie osławionego „Chantera”, rozbił się i teraz musiał wracać do Puget — Sound parowcem, który przybył na pomoc.
Wobec tego, że dama siedziała wciąż zawinięta w koce, Kit nie rozpoczynał dłuższej rozmowy, lecz wymówiwszy się z nadludzkiem bohaterstwem od drugiej filiżanki kawy, wycofał siebie i swe trzy ćwierci tonny bagażu z namiotu. Prócz tego wyniósł z namiotu kilka spostrzeżeń, a mianowicie: ona ma pociągające imię i pociągające oczy. Nie może mieć więcej jak dwadzieścia, dwadzieścia jeden lub dwadzieścia dwa lata. Jej ojciec musi być Francuzem. Ona ma własną wolę i szalony temperament. Wychowanie odebrała z pewnością nie na kresach.
Nad zheblowanemi przez lodowce skałami i linją lasów szlak wiódł dokoła jeziora Krateru i wchodził w skalisty wąwóz prowadzący do Obozu Szczęśliwego i pierwszych karłowatych świerków. Przeniesienie tędy ciężkiego bagażu wymagało całych dni pracy do upadłego,
Obite płótnem czółno przewoziło towary przez jezioro. Za dwoma nawrotami w dwóch godzinach mogło przewieźć Kita i jego tonnę towaru na drugą stronę. Ale Kit był bez grosza a przewoźnik żądał czterdziestu dolarów od tonny.