Strona:Jack London - Wyga.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

W ten sposób stał się niewolnikiem O’Hary i nienasyconych kolumn „Fali”. Tydzień po tygodniu spędzał w krześle redakcyjnem, walcząc z wierzycielami, zmagając się z zecerami i wypisując dwadzieścia pięć tysięcy słów tygodniowo. A pracy nie ubywało. „Fala” była ambitna. Zachciało się jej ilustracji. Koszty były wielkie. „Fala” nigdy nie mogła zapłacić honorarjum Kitowi ani też innym współpracownikom.
— Oto do czego się dochodzi, gdy się jest dobrym kolegą! — mruknął Kit pewnego razu.
— A więc Bóg zapłać dobrym kolegom! — wykrzyknął O’Hara, potrząsając ze łzami w oczach prawicą Kita Bellew. — Uratowałeś mnie, Kit, to też w ogień skoczyłbym za ciebie! Jeszcze trochę, stary — a będzie lepiej!
— Nigdy! — jęknął Kit. — Jasno widzę swój los. Nigdy się stąd nie wydostanę!
Wkrótce potem miał złudzenie, że przecież znalazł wyjście z sytuacji. Upatrzywszy odpowiednią chwilę, w obecności O’Hary omal się nie przewrócił, potknąwszy się o krzesło. W kilka minut później uderzył się znów o róg biurka i, macając niepewnemi palcami, zaczął szukać gumy.
— Lampartowałeś się? — mruknął O’Hara.
Kit przetarł oczy dłonią i przez chwilę patrzał na niego zaniepokojony.
— Nie, to nie to — odpowiedział po jakimś czasie — To moje oczy. Poprostu — zaczynam niedowidzieć.
Przez kilka dni przewracał się i potykał o wszyst-