Strona:Jack London - Wyga.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemu się tak śpieszycie? — zapytał jeden z nich.
— A wam dokąd tak śpieszno? — wykrzyknął Krótki. — O ile mi wiadomo, już wczoraj popołudniu w Indjan River rozpoczął się bieg, który was pobił. Wolnych działów już niema.
— Jeśli tak, powtarzam, dlaczego się tak śpieszycie?
— Kto? Ja? Ja nie biorę udziału w biegu. Pracuję dla rządu. Mam sprawę urzędową. Właśnie dostałem polecenie oszacować Squaw Creek.
Drugiemu, który zaczepił go wołając: — Dokąd to, mały? Myślicie, że istotnie uda się wam wbić żerdkę w jaki dział? — Krótki odpowiedział.
— Ja? Przecie to ja odkryłem Squaw Creek! Wracam teraz z komisarjatu zobaczyć, czy mi się jaki głupi „chechaquo” na dział nie wpakował.
Uczestnicy biegu robili na równej drodze przeciętnie trzy i pół mili na godzinę. Kurzawa i Krótki cztery i pół mili a prócz tego od czasu do czasu krótsze przestrzenie przebywali biegiem, skutkiem czego posuwali się naprzód prędzej.
— Krótki, uchodzisz sobie przeze mnie nogi po kolana! — rzucił Kurzawa wyzwanie swemu towarzyszowi.
— Wielkie rzeczy! Pokuśtykam ja choćby na kulasach i jeszcze ci niemi pięty kierpców rozdepczę. Ale to wszystko nanic. Policzyłem ci ja dokładnie. Działy łożyska mają jakich pięćset stóp. Niech idzie dziesięciu na milę. Przed sobą mamy z tysiąc ludzi w biegu a łożysko nie ma nawet stu mil długości.