Strona:Jack London - Wyga.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

Ktoś osiądzie na lodzie a mnie się wciąż zdaje, że to będziesz ty i ja.
Kurzawa, nie odpowiadając, dał takiego susa, że Krótki pozostał za nim o sześć stóp wtyle. Dopiero wówczas Kurzawa syknął:
— Gdybyś nie szafował tak płucami i dotrzymywał mi kroku, moglibyśmy kilku z jego tysiąca utrącić!
— Kto? Ja? Zejdź mi tylko z drogi, a już ja ci pokażę, co to znaczy krok!
Kurzawa roześmiał się i znowu dał susa. Teraz cała historja przybrała zupełnie inny wygląd. Przez myśl przemknęły mu słowa szalonego filozofa — „przewartościowanie wartości”. W tej chwili zupełnie już nie zależało mu na zdobyciu majątku, lecz na pobiciu Krótkiego w szybkości chodu. Ostatecznie — zakonkludował — „zależy nietyle na wygranej, ile na samej grze”. Mózg, mięśnie, krew i dusza wszystko rwało się do walki z tym Krótkim, człowiekiem, który nigdy nie przeczytał ani jednej książki, nie widział nigdy ani jednej opery i dla którego epos było niczem w porównaniu z wrzodem spowodowanym przez odmrożenie.
— Krótki, słuchaj, bo teraz to ja cię ze skóry obedrę! Od czasu, kiedy stanąłem nad brzegiem Dyea, odnowiłem w swem ciele każdą komórkę. Ciało moje jest żylaste jak rzemień a jadowite, jak ukąszenie żmii. Przed kilku miesiącami taczałbym się po ziemi z radości, gdybym mógł coś podobnego napisać — jednakże wówczas nic podobnego napisać nie mogłem. To trzeba było naprzód przeżyć,