Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/12

Ta strona została przepisana.

odrobienia lekcji, aby mieć wieczór wolny i módz zajrzeć do cyrku.
Rzeczywiście przed samym wieczorem zasłona u wejścia podniosła się w górę i stanął przyniej ów niemiły człowiek, gotowy do przyjmowania pieniędzy i wpuszczania widzów do środka. A przybyło ich sporo. Dzieci umiały uprosić i zaciekawić ojców i matki, którzy ustąpili ich prośbom i przybyli razem z nimi na owo zapowiedziane przestawienie.
Były to jednakże przeważnie dzieci robotników gdyż urzędnicy fabryczni i miejscowy doktór postanowili najprzód sami zobaczyć owo przestawienie, aby się przekonać, czy jest ono odpowiednie dla młodziutkich oczu ich dzieci i czy zamiast rozrywki nie przyniesie ono szkody ich jasnym i czystym duszyczkom.
Z tego powodu w kilku domach osady panował żal i lament i matki musiały się pogniewać surowo, aby uciszyć próżne płacze i narzekania. Tak samo musiała postąpić i pani doktorowa w stosunku do swojej trójki: trzynastoletniego Henia, jedenastoletniej Mani i małej ośmioletniej, żywej jak iskra Oli.
— Dosyć już dzieci — rzekła stanowczo. — Tatuś tak postanowił i tak być musi. Tatuś i tak wiele dla was poświęcił, skoro sam poszedł, aby się