Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/25

Ta strona została przepisana.

— Ach, biedny, biedny Giggio — łkała żałośnie — on nie wiedział, że to źle brać cudze rzeczy, a teraz nikt go nie będzie kochał, wszyscy mu będą dokuczać, a on jest sam na świecie, bo nawet jego niedobry pan uciekł w nocy.
Nu tę nową wiadomość wyjaśniła się cokolwiek twarz doktorowej, gdyż prawna opieka właściciela cyrku utrudniała niezmiernie każdemu zaopiekowanie się malcem.
Wyjazd trupy pozostawiał Giggia na łasce i niełasce losu, pozwalał zatem każdemu zająć się dolą biedaka.
Nie chcąc nic postanowić sama, doktorowa jako tako uspokoiła córeczkę i doczekała się powrotu męża.
Doktór wiedział już o wszystkiem i żal mu było bardzo biednego dziecka, które czyniło źle przez nieświadomość ważności dokonanego czynu.
— Co będzie z Giggio? — zapytała maleńka, gdy ojciec wszedł do gabinetu.

— Nie wiem, córeczko — odrzekł doktór — prawdopodobnie po śledztwie odeślą go do gubernialnego miasta, do domu poprawy, albo tutaj skarzą na więzienie.[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brak dwóch stron; uzupełniono na podstawie wydania z 1910 roku.