Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/26

Ta strona została przepisana.

— Ach tatusiu — błagała składając rączki Ola — uratuj biednego Giggio! Wszak jemu i tak smutno będzie, jak zrozumie, że taki brzydki czyn popełnił.
— Dobrze dziecinko — rzekł wzruszony doktór — zrobię co tylko będę mógł, aby ocalić to biedne dziecko od hańbiącej kary, bo i ja uważam go za nawpół tylko winnego.
— I weźmiesz go tatusiu, do nas? zobaczysz, jaki on będzie dobry i rozumny.
— Tego jeszcze nie wiem, kochanie. Muszę się wprzód rozmówić z mamusią
Zadowolona i pełna nadziei Ola pobiegła znowu do matki, lecz ta nie miała czasu gawędzić z dziewczynką, gdyż szybko wybierała się do wyjścia.
— Dokąd idziesz mamusiu? — zapytała ciekawie dziewczynka.
— Idę odwiedzić Giggio — odrzekła mama. — Biedak pewnie sobie wyobraża, że go już wszyscy na świecie opuścili. Pójdę, pomówię z nim, pocieszę i na dobrą naprowadzę drogę.
Ola nic nie odrzekła, lecz z gorącym uczuciem ucałowała ręce matki i cichutko usunęła się do swego kącika, czekając na powrót brata i sostry ze szkoły.