Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/49

Ta strona została przepisana.

ma palcami podniosłem zdobyty skalp do góry. Potem po dywanie, jak po trawie doczołgałem się do drzwi, które zamknąłem bez szelestu i jak bomba wpadłem do uczelni.
— Mam skalp profesora! — zawołałem. — Może macie pas to przyczepię do niego moją zdobycz! W mgnieniu oka wszyscy chłopcy otoczyli mnie dokoła, wołając jeden przez drugiego:
— Wiwat! Niech żyje Jerzyk!
— Wypędzą cię!
— Profesor wścieknie się ze złości!
— Jakiś ty odważny!
— Schowaj to!
— Pokaż, jak to wygląda!
Pokazałem wszystkim, potem każdy z chłopców włożył sobie mój skalp na głowę, aż wreszcie ubrali mnie w niego, postawili na stole i Jack Bens rzekł poważnie: „Uciszcie się, Jerzyk będzie miał wykład!“
Zrobiłem odpowiednią minę, założyłem ręce za plecy, jak to zwykle czyni pan Pitkins, odchrząknełem i zacząłem najgrubszym, na jaki się zdobyć umiałem, głosem: „Panowie, dzisiaj chcę zwrócić waszą uwagę na królestwo zwierząt, które bywa najrozmaitszych kształtów i