Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/51

Ta strona została przepisana.

które przywiózł mi mój kuzyn z Afryki, ale oczy jego za to patrzyły tak groźnie, jak chyba żadne oczy na świecie. Z wielkiej złości pochwycił mnie za ramiona i zaczął tak trząść, że się mimowolnie rozpłakałem i krzyczał przytem przeraźliwie: „Gdzie moja głowa! Gdzie moja głowa!“ Zaledwie zdołałem wyjąkać, że to pewnie kot mu ją ściągnął, ale on potrząsnął mną jeszcze groźniej, aż się potoczyłem ze strachu i bezwiednie prawie powiedziałem: „Panie profesorze, to napewno Indianie chcieli pana oskalpować!“
Zaraz tez zwołał wszystkich chłopców i zaczął badać, kto mu to zrobił i krzyczał na nich okropnie. Kiedy znowu zaczął kichać, zrobiło mi się go bardzo żal i poradziłem mu, aby się położył do łóżka i postawił sobie na łysinie synapizma.
Przypomniałem sobie nagle, że mnie mama uczyła, aby zawsze mówić prawdę, więc połknąłem łzy i rzekłem: „Panie profesorze, żaden z chłopców nie jest winien, bo ja sam na własne oczy widziałem, jak kot bawił się włosami pana profesora. Wchodziłem właśnie do stołowego pokoju, aby zobaczyć, czy Brygida sprzątnęła placek, bo bałem się, żeby go który