Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/63

Ta strona została przepisana.

— Czy pan uwierzy, panie konduktorze, — rzekłem, kiedy wrócił i usiadł obok mnie, — aby można było wydalić ze szkoły małego, dobrego chłopczyka za to tylko, że porwał kucharce kawałek ciasta?
— No, nie, — to może trochę za surowo, — mruknął konduktor.
— Widzi pan! A oni tak ze inną zrobili! — zawołałem. — Wziąłem taki maleńki kawałeczek, najwyżej, jak moje dwie pięści, i zaniosłem sobie na górę, bo profesor miał w mieście odczyt i pani Pitkins była w domu sama. Tam oblepiłem sobie twarz ciastem, zrobiłem dwa malutkie otworki na oczy i jeden na usta, okryłem się prześcieradłem i usiadłem sobie najspokojniej na fotelu w gabinecie pani Pitkins. W pokoju było ciemno i kiedy pani weszła z lampą, światło jej padło prosto na ducha. Pani Pitkins zaczęła krzyczeć i uciekła i to byłoby najmniejsze, ale ta nierozsądna kobieta rzuciła przedewszystkiem lampę, od czego utworzyła się wielka plama na dywanie i suknia się na niej zatliła, Byłaby się może spaliła, gdyby nie to, że na jej krzyk przybiegł Jack i zarzucił na nią własne swoje palto. W każdym razie suknia przepadła i pani Pitkins dostała z prze-