Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/65

Ta strona została przepisana.

spróbować w innym wagonie i wyszedłem na platformę.
Co to się stało i jak to było, — nie wiem, pamiętam tylko, że gramoliłem się z kupy śniegu i że w uszach, w nosie i w ustach miałem pełno takiego samego śniegu, a pociąg oddalał się coraz bardziej i ja byłem sam jeden na śnieżnej równinie. Ponieważ w kieszeni miałem ciastko, a w ręku paczkę cukierków, przeto postanowiłem, że skoro mam umrzeć z głodu, to muszę sobie ostatnie chwile jakoś osłodzić i zacząłem pałaszować w najlepsze. Wtem patrzę, a tu pociąg jak raz sunie ku mnie zadem, okna wszystkie pootwierane i wszyscy pasażerowie powysadzali głowy. Konduktor, blady jak śmierć, wyskoczył pierwszy, ale kiedy zobaczył, że zajadam cukierki, wpadł w okropny gniew i zaczął krzyczeć, że jestem nieznośnym i nieposłusznym chłopcem, któremu wartoby dać rózgą. Potem wepchnął mnie do wagonu mrucząc, że przezemnie stracił 10 minut.
Bardzo mi było nieprzyjemnie, ze wszystkie panie płakały i oglądały każdą moją kosteczkę, czy się przypadkiem nie potłukła. Narazie musiałem porzucić myśl o handlu, ale postanowiłem poszukać sobie później jakiegoś