Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/67

Ta strona została przepisana.

stłukł i nie połamał złotych okularów profesora, kiedy je pospiesznie na swój mały nosek nakładał, gdyby nie nauczył się kaszlać, jak pan profesor i gdyby nie ubrał pinczera w nocny kaftanik pani profesorowej, który ten głupi pies wyniósł aż do sąsiedniego domu.
Kiedy konduktor zajrzał znowu do mnie udobruchał się już zupełnie, po czem poznałem, że jest to bardzo porządny człowiek i nabrałem do niego zaufania.
— Panie konduktorze, — rzekłem też do niego, — jeżeli w domu nie będą zadowoleni z mojego powrotu, to przyjdę do pana.
— Bardzo chętnie, — uśmiechnął się konduktor, — ale nie będzie ci u mnie dobrze, bo jestem starym kawalerem.
— To nic, — odrzekłem, — pan się może jeszcze ożenić. Poznam pana z moimi siostrami. Obie są wprawdzie zaręczone, ale to nic nie szkodzi.
Nareszcie pociąg stanął na naszej stacji,, Konduktor stanął na stopniach wagonu, aby mi pomóc wysiąść, a tam dalej stała Zuzia, taka śliczna w nowej sukni, a obok niej Betty również milutka.