nym, wzbijały się proste i trochę tylko skłębione nici dymów; niektóre okna świeciły od słońca jak wielkie iskry; kilka strzech nowych mieszało złocistość słomy z błękitem nieba i zielonością drzew.
Równinę przerzynały drogi białe i trochę zieleniejące od porastającej je zrzadka trawy; ku nim niby strumienie ku rzekom przybiegały z pól miedze, całe błękitne od bławatków, żółte od kamioły, różowe od dzięcieliny i smółek“.
W takiej to miescowości rozegrywać się będą wypadki, o których mówi opowieść.
Krajobraz przedstawiony jest, jak widzimy, pięknie, malowniczo, tak że czytając, zda się, istotnie patrzymy nań oczyma.
Dwór, któryśmy dostrzegli w oddali, należy do p. Benedykta Korczyńskiego, średnio zamożnego człowieka. Małe dworki składają się na osadę szlachty zagonowej, na jeden z tak zwanych szlacheckich „zaścianków“, gęsto napotykanych w niektórych okolicach Litwy. Wszyscy mieszkańcy osady, o której mowa, nosili społem jedno nazwisko Bohatyrowiczów i mieli o początku swoim następujące podanie:
„W starych czasach, w sto lat, albo i mniej potym, jak litewski naród przyjął świętą, chrześcijańską wiarę, przyszła w te strony nadniemeńskie para ludzi. Niewiadomego byli nazwiska, niewiadomej kondycji i tylko to można było poznać z mówienia ich i z ubioru, że przyszli z Polski. Z jakiej przyczyny aż tu przywędrowali? zarówno niewiadomym było. Kiedy spotykający ich ludzie pytali ich o nazwiska, odpowiadali, że przy chrzcie świętym, nadano im imiona: „Jan“ i „Cecylja“. A kiedy ktokolwiek chciał wiedzieć, dokąd wędrują, mówili: „Szukamy puszczy“. Widać było, że bali się jakiegoś pościgu i żądali skryć się przed ludźmi, a żyć tylko pod Bożym okiem.
Cały tutejszy kraj zalegała po ten czas nieprzebyta puszcza; tylko Pan Bóg nasiał co niemiara jezior błękitnych i łąk zielonych, a ludzie pobudowali troszkę osad, w których trudnili się różną przemyślnością“.
Jan i Cecylja, schodziwszy puszcze, wkońcu naleźli
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.