to dłużej to krócej, to prędko, to pomalutku“... Oczywiście bitwa to była...
O końcu jej tak mówi młody Bohatyrowicz: „Dopiero przed samym wieczorem grzmoty zaczęły pomału ustawać, aż i zupełnie ustały, a po całym borze podniosły się wielkie ludzkie krzyki i zgiełki.. Potym i krzyki zamilkły. Noc nastała... Pomimo nocy ludzie wciąż kupkami na swoich podwórkach stali i siedzieli, ku piaskom patrząc. W ciemności nocnej rozeszły się szepty ludzkie, szumienie wiatru naśladujące... Posłyszeliśmy na przeciwnym brzegu rzeki wielkie pluśnięcie, a potym już ciche, ale ciągle jednostajne pluskanie. Ktoś do wody skoczył, płynął, rzekę przepłynął... Widać było cień jakiś wstępujący pod górę to prędko, to pomału, aż ostatni raz skoczył i wprost przed nami stanął. Matka krzyknęła: Anzelm! i zakręciła się na miejscu jak nieprzytomna.
Jezu drogi! jak stryj wyglądał! Twarz miał czarną jak u murzyna i tylko oczami wilczemi błyszczącą, odzież calutka w dziurach, rękę jedną opuszczoną i bezwładną, a z włosów i odzienia woda mu potokami ciekła.
Dyszał tak, że słowa wymówić nie mógł i tylko kiedy niekiedy stękał, jakby w nim co pękało“.
Anzelm Bohatyrowicz, raniony w bitwie, wysiłkiem woli dostał się do domu, aby przynieść wiadomość o śmierci brata swego Jerzego i Korczyńskiego Andrzeja. Zginęli na polu walki. Pogrzebieni we wspólnej z trzydziestu kilku innemi żołnierskiej mogile w borze za Niemnem, pod czarnym cieniem jodeł.
Drugi z Korczyńskich braci, Dominik, dostał się do więzienia, a potym zesłany w głąb Rosji. Najmłodszy Benedykt ostał w rodzinnym Korczynie.
Mijały lata. Ciągnął się ten okropny okres popowstaniowy, kiedy pod ciężarem marnieli, zapominali o wszystkiem, co dobre, psuli się ludzie. Benedykt Korczyński jeszcze przez czas niejaki opierał się temu zabójczemu wpływowi, dobywał z siebie sił i dawnych pragnień. Ale cóż? gdy począł pracować nad oświatą okolicznego ludu, dążąc do te-
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.