rozpoczęły się tańce w stodole pomiędzy zasiekami, które tam nazywają torpy. Jan Bohatyrowicz tańczył z Justyną. Coraz to bardziej zbliżali się ku sobie zupełnym porozumieniem ci młodzi. Z korczyńskiego dworu przyszli oprócz Justyny Witold i panna Marta. Czas mijał naogół wesoło. Justyna w pewnej przerwie od tańca zamyśliła się głęboko nad różnemi rzeczami. Serce jej uderzało „mocno, prędko, przyjaźnie“, dlaczego? Przypomniała sobie wyraźnie doznany w ciągu lata sen, czy marzenie, w którym „zapaloną lampą świeciła z góry tym domostwom w Bohatyrowiczach i tym ludziom, a promienie jej lampy nićmi światła ślizgały się po dachach, ścieżkach, płotkach, szerokich polach, o starożytny grobowiec Jana i Cecylji, o dwór Korczyński i o leśną mogiłę poległych powstańców zaczepiając, a wszystkie te ułamki jednej całości jakby w łańcuch wiążąc.
Czas mijał; zmęczona tańcami młodzież powsiadała do łódek, popłynęła w tę noc pogodną po cichym, poważnym Niemnie.
Pozostawali starsi. Pod lipami na wysokim wybrzeżu siedziało w rozmowie dwoje ludzi, którzy się spotkali oto po latach, Anzelm i Marta.
A rozmowa ich taka była: „Czy panna Marta pamięta, jak pierwszy raz na zaproszenie panów Korczyńskich do Korczyna przyszedłszy i na panią spojrzawszy, z otwartą gębą stanąłem, aż wszyscy śmiać się zaczęli?.. Ślicznością figury i ognistością oczu pani zdziwiony i oślepiony zostałem“.
„A pamięta pan Anzelm, ile to gości zbierało się wtenszas w Korczynie? jakie oni plany układali, jakie sprzeczki zawodzili, jakie nadzieje mieli?“
„Jak nieboszczyk pan Andrzej wszystkim przewodził, a nasz Jerzy z narażeniem się niejeden raz pomocą i radą służył?“
„A tak, tak to było! Wieczny smutek“ — szepnęła Marta.
„Wieczne odpoczywanie racz im dać sprawiedliwy Boże!“ czapkę nad głowę podnosząc, wtórował Anzelm.
Umilkli. Przed niemi kilka łodzi i czółen sznurem, a cicho, sunęło po szlaku Niemna, „wiosłami szkliste roztrą-
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.