„Benedykt przez chwilę wspominał, aż serce jego gwałtownym rzutem skoczyło myślą ku bratu, który oddawna, z krwawą plamą na młodym czole pod wilgotną ziemią spoczywał. Długo jeszcze patrzył na syna, aż obie dłonie do głowy podniósł i głucho wyszeptał:, Krwi moja! młodości moja! falo, która nas niosłaś, powracająca falo!“ Potym odkrył twarz i, jedną rękę o biurko wspierając, wyprostował się, głowę podniósł, zmienił się dziwnie. Blask jego oczu wilgotny był i jakby rozmarzony, postawa dumna, na syna patrzał.
„— Słuchaj, zaczął: jeżeli wam się zdaje, że wy pierwsi wymyśliliście wszystkie szlachetne uniesienia i wzniosłe idee, że wy pierwsi poczęliście kochać i ziemię i lud i sprawiedliwość, to popełniacie błąd gruby i grzech przeciwko — sprawiedliwości.“
Zatrzymał się na chwilę.
„— I w naszych ustach, mówił dalej, brzmiało niegdyś hasło: Młodości! ty nad poziomy wylatuj! I myśmy latali na mleczne drogi i w blaski jutrzenki i w ognie ofiary! Ten lud... Boże wielki! to‑żeśmy się i my ku niemu jak szaleńcy rzucili, jak w słońce w niego wierzyli, na rękach prawie podnieść go usiłowaliśmy, dobro nasze i samych siebie słaliśmy przed nim. Krzywdy przez ojców jeszcze zrządzone własnemi ciałami pragnęliśmy unieść ze świata i jego pamięci. A ziemia! Boże! dzieckiem, chłopięciem, młodzieńcem, ja każdą roślinkę, każdą kroplę wody, każdy jej kamień kochałem; mógłżem być wrogiem ludzi, którzy z niej powstali? Niemało nas takich było! Młodzi mędrcy, poeci, rycerze, apostoły... Braku miłości Korczyńskim zarzucić nie można. Jeden ją życiem opłacił... drugiego zawiodła ona tam, gdzie powoli i stopniowo pozbył się czci i honoru... Trzeci, trzeci przebył życie, zazdroszcząc temu, który w mogile leży.“
„Witold niemy, osłupiały, chciwemi oczyma wpatrywał się w ojca, domyślając się istoty i natury tej siły, która go tak dziwnie wśród rozmowy z nim przetworzyła.“ Benedykt z przyrodzenia nie był skrytym, jeno strasznie uciszyło go — życie. „Sto przyczyn na sto zamków zamknęło mu
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.