kiegom poniechała dla ciebie, nic i nikogo już teraz nie mam na świecie i jestem tylko twoja.
Z temi słowami w gorącym, wzburzonym sercu leci. Długa droga; pięć mil oddziela ją od miejsca zamieszkania Jerzego.
Gdy nareszcie przybyła, znajduje dom oświetlony świątecznie, widzi przez okno gości; wystawny, weselny obiad jedzą. Czyjże to ślub się odbył? czyje teraz wesele? Dowiaduje się nieszczęśliwa, że właśnie Jerzego.
I oto głupi przesąd zniweczył wszelką radość i złamał życie biednej, młodej Salusi.
Jerzy po brzydkim, małodusznym postępku narzeczonej był narazie ogromnie przybitym. Najgorzej mu dolegała obraza wyrządzona przez Konstantego i jego uczciwemu pochodzeniu i jego zacnym, a kochanym rodzicom. Utracił z tego powodu i spokój wewnętrzny i zaufanie do ludzi. Obawiał się zewsząd powtórzenia obelgi i przeto sam się hardo począł usuwać od życzliwości i przyjaźni wszelkiej. Znaleźli się wszakże ludzie rozsądniejsi i lepsi, którzy potrafili mu przynieść ulgę i zwolna zadaną ranę zagoić. Takim lepszym i rozsądniejszym był Florjan Kulesza, dzierżawca folwarku, w którym jako nadleśny mieszkał Jerzy. Kulesza, z pochodzenia również szlachcic zaściankowy, przecierał się, jak sam powiadał, po świecie, tak, że mu z głowy wyleciały doszczętnie głupie uprzedzenia i fochy. Przyjacielską rękę wyciągnął był ten Kulesza do Jerzego, przekonał go do siebie, uspokoił. Właśnie z córką Kuleszy, Aurelką, żenił się Chutko, w chwili, gdy doń śpieszyła biedna, zapóźno przychodząca Salusia.
Zwrócimy się raz jeszcze do pięknej opowieści: „Nad Niemnem“.
Pamiętamy, że jeden z braci Benedykta Korczyńskiego, Dominik, osiadłszy w Rosji, stopniowo zobojętniał dla wszystkiego, co ojczyste, bolesne, swoje. Dotknęła w tym Orzesz-