wła, który poraz pierwszy w życiu postanowił wybić żonę.
Nie z gniewu, nie dla dogodzenia swej zemście, ale, jak sam powiadał, aby nieszczęsną duszę choć tym sposobem od grzechu ratować.
A pamiętajmy, że nie był ten Paweł człowiekiem tępym, albo nieczułym. Przeciwnie, uderzenia wszystkich bólów i zniewag trafiały go w serce głęboko i nosił w sobie ich ślady niezagojone bardzo długo. Ale umiał miłować. Nietylko zmysłowo, żarem krwi, jak się najczęściej pomiędzy ludźmi zdarza, ale bez porównania lepiej, wznioślej i trwalej, tą prawdziwą i zupełną miłością, którą człowiek powinien uczuwać do bliźniego człowieka.
Franka z pogardą nazywała go „Chamem“, uważając za coś godnego lekceważenia, a przecież ten prosty rybak na największy zasługuje szacunek, bowiem umie w życie swoje wprowadzić i wcielić wyznawaną przez się zasadę.
Wielu jest ludzi bardzo głośnych, wygłaszających różne wzniosłe zasady, a przecież w życiu własnym nie postępują podług tej swojej wiary. Przekonanie odmienne od czynu.
Np. jakże wielu powiada o sobie, że są chrześcijanie, a jak nieliczni, wyjątkowi ci, którzy istotnie i zupełnie podług chrześcijańskiej zasady żyją. Paweł wierzy po chrześcijańsku, że trzeba przebaczać, że trzeba kochać duszę bliźnią, tak aby ją podźwignąć, a więc cierpliwie, niewyczerpanie i do końca pomimo wszystko. I okazuje tę swoją wiarę w czynach.
Po ukaraniu złej żony bardzo cierpiał, pokrzepiał się jednak nadzieją, że to już sposób skuteczny, ostatni.
Tymczasem rozszalała z gniewu Franka we wpółprzytomnej swej głowie powzięła zamiar zemsty, otrucia męża. Miała ukryty w skrzynce przyniesiony ze sobą z ostatniej wędrówki proszek trujący. Wsypała go mężowi do jadła.
Paweł dnia tego niegłodny, spożył strawy niewiele, jednakże trucizna o tyle poskutkowała, że dostał boleści, omdlał. Zlecieli się krewni, sąsiedzi, powstał lament, niepokój: co? skąd choroba? Rychło zmieszanie Franki, jej skrzynka
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.