szukiwanym przez policją rozbójniku Bąku, o jego jeszcze niezapomnianych w okolicy przestępstwach i o tym, że jeśli go teraz wezmą, dwieście pletni mu wsadzą i do katorgi zasądzą na całe życie.
Wszyscy słuchali nawpół z zaciekawieniem, nawpół ze zgrozą. Stary ojciec Mikuła, który miał twarde i nieubłagane poczucie sprawiedliwości, odezwał się, że tak jest dobrze, tak być powinno; „niech przestępcy nie dokazują, cudzego nie ruszają, niewinnej krwi nie marnują, bo tego zabronił Pan Bóg Najwyższy, a wszystkim niewinnym ludziom od niesprawiedliwości i krzywdy obrona i ubezpieczenie być powinno“.
I gdy się tak gawęda wiła, nikt z mieszkańców chałupy nie domyślał się osobistości zziębniętego i zgłodniałego wędrowca. I jeszcze jednej rzeczy nikt się domyślić nie mógł... Bo oto temu podróżnemu coś było... Tak się jakoś niezwyczajnie, chociaż ukradkiem, rozglądał po całej izbie, przypatrywał się wszystkim kątom. Potym zapytał starego gospodarza o żonę, a gdy mu powiedziano, że przed dziesięciu laty umarła, zadumał się głęboko i dziwnie. Zapytał o Jaśka.
— „Jakiego Jaśka?“ — fajkę od ust odejmując i bystro na gościa patrząc, zapytał stary.
— „O, jakiego! zaśmiał się gość; a toż waszego trzeciego syna, panie gospodarzu!“
Teraz zadziwili się wszyscy: „Czy wy tutejsi, że tak wszystko wiecie?“
Gość pytaniami oblężony rozgniewał się zrazu, ale potym naprędce wytłumaczył, że kiedyś tu był, przed dwudziestu laty, najmował się za robotnika, gdy nowy dwór budowano. Zaspokoiło to wszystkich, prócz gospodarza, który uważnie na mówiącego popatrzył: „Cościś mnie mroczy się w oczach... Albo zdaje się, że was znam, albo zdaje się, że nie znam...“
Długie są wieczory zimowe; wiele rzeczy się w nich pomieścić i wydarzyć może. Domowi stopniowo o tym i owym pogadywać zaczęli.
„Wtym nad gwarem podniósł się doniosły, pewnością
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.