zaszedł, ale mnie tu nie żyć!... Zaraz wstanę i pójdę, bo grzechów dużo na świecie popełniłem, i żeby za nie żadnej pokuty nie było, nie można!... Tatku, ty sam powiedział i osądził, że nie można.“
Ku trzęsącej się nad beczką głowie głowa starego także trząść się zaczęła. Zdawało się, że odpowiada, powtarza: Nie można, synku, nijak nie można!...
Synowie gospodarza, jak pamiętamy, już od niejakiej chwili, powzięli co do nieznanego i dziwnego gościa pewne podejrzenie. Podejrzenie to widocznie wzrastało, bo oto zebrawszy gromadkę mężczyzn w jednym rogu izby, poczęli z niemi szeptać i nagle Aleksy zażądał od gościa okazania paszportu. Wszyscy mu przywtórzyli.
— „Może ty Bóg wie kto!“ grubo i posępnie krzyknął bednarz. „Może ty ten Bąk, którego za niewinną krew ludzką ścigają!“ — zawołał ktoś z gromady.
Z za beczki zerwał się człowiek groźny, z okiem rozbłysłym wściekłością ściganego zwierzęcia. Zerwał się, kij swój żelazem okuty podniósł i szeroko nim zamachnąwszy, ku drzwiom poskoczył. Ale w mgnieniu oka parobcy za ramiona go pochwycili. Rozległy się hałaśliwe krzyki: „Bąk! pewno Bąk! Łapajcie, trzymajcie!“ „Trzymajcie, ludzie, kiedy Boga kochacie, nie puszczajcie!“
Rozpoczęła się walka.
Chwytany zaszamotał się i wychylił nieco z pomiędzy otaczających go postaci i ramion.
„Przypadkiem do was zaszedłem, zdyszanym głosem mówił, przypadkiem, na godzinkę, bez żadnej złej myśli... i zaraz pójdę... Nic złego nie zrobię, tylko mię puście.. Na rany Pana Jezusa... Oj, ludzie...“
Stary Mikuła, w którego duszy toczyła się straszna walka, wstał znowu z ławy i już na nią jak wprzódy nie opadł. Ku wielkiemu zdumieniu wszystkich obecnych wydał im rozkaz niespodziewany: „Puście go i rozstąpcie się...“ Aleksy chciał się sprzeciwiać. Ponuro spojrzał nań stary, a zaś nieszczęśliwemu urwanym słowem kazał iść — i nie grzeszyć więcej.
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.