Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

kiemi rysami twarzy. Czyżby to syn był nieszczęśliwej Rozalji? Domysły Kępy sprawdziły się najzupełniej, gdy obaczył metrykę dziecka. Zalał się rzęsistemi łzami. Rozpytywał o nieznaną Łukaszom kobietę, kiedy była i dziecię przyniosła, co mówiła, jak wyglądała i dokąd ztąd odeszła? Nie wiele objaśnień mogli dostarczyć Łukasz i Anastazja, jego żona. Kobieta poszła do miasta, nie wróciła nigdy, przepadła.
Kępa wziął chłopca na kolana i pieścił go czule, a potem nagłym ruchem usunął i obu dłońmi pochwycił się za głowę: „O, Boże! zawołał, wyrzuć Ty mi z serca gniew ten i tę nienawiść! O, Boże! daj mi siłę do walki z tym jadem!“
Walka istotnie, walka namiętna malowała się na twarzy człowieka tego, którego zwykłym wyrazem była miękkość niewieścia prawie i dziecięca słodycz. Teraz ze wzrokiem ponurym, a rozognionym, trzęsącemi się usty szeptać zaczął:
„I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... O! wzniosła modlitwo, wryj się ty aż do dna istoty mojej. O, przebaczenie, tyś nierozłączne jest z miłością; ja sługa i apostoł miłości przebaczyć powinienem, przebaczyć, przebaczyć!“
Nagle opadł na ławę, zmęczony, zdyszany. Otarł dłonią pot, który mu wystąpił na czoło i stłumionym głosem wymówił:
— „Nie mogę! nie mogę! nie mogę zapomnieć, nie mogę przebaczyć! Nienawidzę go za nią, za siebie, za tę niewinną istotę... Nienawidzę go za to, że on pierwszy wlał we mnie ten jad występny, pokalał mego ducha, sprawił to, że nie mogę już powiedzieć o sobie: jestem doskonały!“
Z ciemnym ogniem w turkusowych źrenicach i jadowitym uśmiechem, wijącym się po zwiędłych wargach, pociągnął znowu ku sobie Sylwka i obejmując go ramieniem, nad samą twarzą jego szeptać zaczął:
— „Słuchaj mię, moje dziecko, i zapamiętaj to, co ci powiem. Jesteś skrzywdzony srogo, strasznie skrzywdzony... To ubogie, zimne domostwo, w którym się wyhodowałeś, te