się Tarżyc, który nie spał pomimo późnej pory, jeno tu siedział pogrążony w zadumie.
Dostrzegłszy, co się dzieje, skierował się do dzwonka, aby wezwać pomocy. Lecz Sylwek jednym sprężystym krokiem drogę zagrodził. Jednocześnie błysnął nóż w jego ręku. Syn i ojciec tak stali przez chwilę naprzeciw siebie.
„Wtym w przyległej sali dały się słyszeć pośpieszne i tłumne kroki. Była to policja sprowadzona przez jednego z krewnych Tarżyca; krewny ten przewiedział się o napadzie. Na zapytanie policjantów, czy w zamiarze kradzieży tu przyszedł, Sylwek odpowiedział spokojnie: „Nie; kraść nie chciałem, ale zrabować dom ten — do szczętu.“
— A tenże nóż? Czy kogo zabijać nim myślałeś?
— Nie, bo mam dwie silne ręce, któremi zadusić go mogłem!
— A taki młody jesteś! — wykrzyknął urzędnik.
Spuszczając powieki, ciszej niż wprzódy, Sylwek odpowiedział: „Chciałbym wcale nie być.“
Teraz Tarżyc zadrżał. Taka nienawiść i taka rozpacz przeraziła go do głębi. Więc mówić zaczął: „Widziałem cię już kilka razy: kto jesteś?“
Z za zaciśniętych zębów chłopaka wyszła odpowiedź: „Nie wiem.“
— „Nie miałeś chyba nigdy na świecie nikogo. Któż jest twój ojciec“?
Tak samo jak wprzódy odrzekł: „Nie wiem!“
— „Ale ja wiem“, zaszeptał nad samym prawie uchem Tarżyca Kępa, który tu wszedł za innemi niepostrzeżenie, aby swej zemsty dokonać. Wymówił parę słów cichych, a gdy mu Tarżyc nie wierzył: wołając „Zkąd wiesz? dowody! dowody“! Kępa wydobył przyniesioną przez siebie metrykę Sylwka. Półgłosem, uroczyście odczytał: że „takiego to a takiego roku i dnia w parafialnym kościele Targowskim ochrzczonym zostało dziecię płci męskiej, urodzone z Rozalji Klinównej i niewiadomego ojca. Na imię mu dano Sylwester.“
Tarżyc obie dłonie podniósł do czoła i krzyknął:
Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.