Strona:Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu/19

Ta strona została przepisana.

— Pierwszy raz będzie sprawował obrządek w dniu Przebaczenia — zauważył Ammihud, jeden ze starszych kapłanów.
Ktoś w gromadzie zaczął przeciągle, jakby wiodąc tok opowieści:
— Matias Ben Teofilus wielkim kapłanem jest od dwu lat, aliści za tamtym razem niezdolen był odprawować powinność urzędu swego, gdyż zmazał się we śnie...
— Jakże to? — zapytał Charinus.
— Czy nie wiesz? — zadziwił się ktoś w pobliżu.
— Byłem natenczas w podróży — wytłumaczył młodzieniec.
— Śniło mu się, że spał z małżonką — wyrzekł, objaśniając, Annas Ben Sethi.
— Może zaniepokojon, gdyż Peruszim odgrażają się gniewnie. Gdyby się wszczęła o zapalenie kadzidła sprawa...
Mówił to Izmael Ben Fiabi.
— Tamtego roku sprawy nie było — odrzekł Joazer — dlaczegożby dziś?...
I po jego subtelnej twarzy przebiegły lekkie drgania.
Człowiekowi temu widocznie myśl o możliwości jakichś zaburzeń wyrządzała przykrość dotkliwą.
— Tamten rok co innego, — powiedział Annas — zastępował Sagan... Zawżdy zastępca