Strona:Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu/249

Ta strona została przepisana.

ślubię i spłodzę zemstę za lud... Wszystką gorycz wyleję... Jawiła się nad mą głową jakoby czarność chmur... Jeżeli taka przyszłość moja, niech bierze... Oto pogrążam się w nią...
Gdy odszedł, dziewczyna obaczyła na miejscu gdzie stał, krwi kałużę. W istocie były to osypane z rąk jej zmartwiałych listeczki kwiecia. Uklękła i ściągnąwszy namitkę z głowy, przykryła plamę. Poczem w jakowemś dziwnem, przebolesnem skupieniu jęła poprzez chustę zgarniać rękami te rozsypane płatki jak sople krwi.


———