śniało bodaj przemknienie tych kilku prostych, ale wieczystych tonów i linii: zjawisko Wieczernika; prześwietlający zmrok; dźwięk nieśmiertelnych słów; potem cisza, w której się dokonywa Rzecz...
Tymczasem jest zgiełkliwa, barwna i chaotyczna chwila obecna. Podobne to poniekąd do dzisiejszej bazyliki Grobu Pańskiego, kędy jest wewnątrz stłoczenie i pomieszanie kształtów, stylów i ozdób wszelkiego rodzaju.
Właściwie przez ciąg wielkiego tygodnia bazyliki tej obejrzeć nie można. Zalega ją zwarty tłum. Wypełnia w najlepszym razie — gwar. Bowiem od chwili do chwili zrywają się kłótliwe wrzaski; wszystek temperament wschodni wybucha.
Podwórze przed kościołem jest targowiskiem, sam kościół, aż nadto często miejscem bójki. Niewzruszony spokój zachowują jedynie dozorcy tureccy, usadowieni przy lewej ścianie przedsionka w wyścielonej kobiercem niszy. Ci palą fajki z obojętnością i niezmąconą powagą.
W wielką środę wystawiony jest w jednej z kaplic szczątek „kolumny biczowania“ (własność Franciszkanów). Dokoła tego wystawienia dzieją się wówczas szczególniejsze rzeczy: nietylko ścisk, ale poprostu spychanie się wzajemne, bowiem każdy chce dotrzeć, łokciami i krzykiem toruje sobie drogę.
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.