Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

na jakim przydrożnym głazie. Ogarnia słodycz nadchodzącego wieczoru.
Gleba tych pól kamienista, jednakże plon się obiecuje bogaty. Oliwki tu i tam siedzą w zbożu, jak u nas na miedzach „ciche grusze“. Dookoła na horyzoncie pasmo wzgórz.
Przed nami w stronie zachodniej leży wioseczka Beit-Sahur; tradycya mówi: że stamtąd byli rodem pasterze, nad któremi w oną noc „mnóstwo wojska anielskiego“ rozśpiewało się słowami: pokój ludziom dobrej woli...
Powyżej, w kierunku północno-zachodnim widnieje rozsypane na spadzistości Betleem.
Czemże jest „dobra wola“? Zaliż nie gotowością do czynu wstającą zawsze mężnie nawet ze zwalisk podruzgotanych nadziei? I jakiż pokój obiecywany? Czy wyrzeczenie się, ograniczenie, bierność, sen?
Jest w nowym zakonie wielkie, prawie nieznane słowo o „puszczaniu miecza na ziemię“... Pokój w poczuciu twórczości, w bohaterskim ciągłym wysiłku, w spełnieniu obowiązku.
Zciemniło się... Niebawem nad Betleem gwiazda wzejdzie.
Pokój ludziom dobrej woli.