Cała przestrzeń murami rozgraniczona na dwie posiadłości; katolicką i grecką.
Grecy mają drzewa dość bujnie i swobodnie rosnące i byłoby tam pięknie, ale wszystko przytłacza wielka i ciężka cerkiew ze złoconemi kopułami. Odbiera się wrażenie zupełnej brzydoty niepotrzebnych rzeczy.
A katolicka posiadłość? W czworobok idą stacye krzyżowe, same przez się dość ładne. Toby jeszcze ujść mogło. Środek przestrzeni obwiedziony jest kratą, i rośnie tam kilka, podobno ośm, drzew oliwnych prastarych, u pnia nadzwyczajnie grubych, potężnych, natomiast rozkrzewionych mizernie. Mają to być świadkowie z owych czasów... Może odrośle, bowiem oliwka jak wierzba nasza ze starego pnia długo wypuszcza nowe pędy.
Owoż gdyby te drzewa pozostawiono w przynależnej im samotności... Ale nie! W pośrodku i dookoła klombiki kwietne, różnobarwiste, utrzymywane z pieczołowistością w danym wypadku nieznośną i... ścieżki gracowane...
I jeszcze jakowaś altana, czy domek, schronienie dla pracujących tu Franciszkanów.
Możnaby pomyśleć: wzorowy ogród podmiejski, gwoli zyskownej produkcyi kwiatów starannie pielęgnowany.
Smutna dolina Kedronu (inaczej Józefa-
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.