A ja jestem w obliczu twojem, rodząca ziemio. Toczę fale przejrzyście zielone, wzdymam się kędyś nieprzemożonym oddechem i z onej jakoby wyżyny staczam ku tobie skłębiony wał po wale. Srebrna piana na każdem zgięciu; patrzaj w świetlistość moich fal nadchodzących...
Srebrna piana rozpryska się i rozperla...
Patrz! zali widzisz?
Niosę-ć ku tobie w plusku przeciągłym... Niewysłowione widma niosę...
Każda fala podjęta... przez chwilę niepochwytnemi oczyma świeci, mignęła na chwilę twarzą dawno zjawioną...
Trupia twarz, trupia głowa.
Patrzaj w falę, a ujrzysz głowę, którą kochałeś.
Błysnęła, zgasła.
Senna twarz, trupia głowa...
Wtłoczyłem napór wód między lądów dwoje. Skarżę się! Kanał zielonawego odmętu pełen i ścieśnionej skargi, zdławienie płaczu we mnie... Ale ja jestem i ani kiedy się wyczerpać mogę.
Dalej na zachód mglą otchłanną wypełniłem widnokrąg, wszystkie słoneczne skry są moje, migocę...
Roztocz moja nieprzemierzona, i rozlew mój sam jest z siebie.
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.