Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

łamać i coś powstawać przeciw różnym straszliwym, nienaturalnym rzeczom. Wyraża się to w bolesnych, dziecięcych słowach: „Więc ja się wtenczas rozgniewałem na kraj swój i wyjechałem na zawsze“.
W wędrówce tej obok doczesnej nędzy przekonał się jeszcze o dziwnym braku, może równie dotkliwym jak brak chleba. Usiłuje to wytłómaczyć:
„Bo to i taki naród... Jakże to? Jest tam takie miasto, jedna część nad morzem, a druga dalej; dwoiście się nazywa...“
Aha, Pireus i Ateny; Grecya. Więc co?
„Bo to i taki maleńki naród, a wszystko ma...“
A na koniec wywnioskowanie ciekawe:
„Musieli królowie polscy ciężko zgrzeszyć...“
Biedni królowie polscy!
Powyższy epizod nie wyda się błahym tym, którzy mają sposobność spotykać na dalekich gościńcach światowych takie a dosyć liczne jednostki, ludzi z ludu, którzy do niedawna byli jako przyziemne kłosy i odczuwali przeważnie żywiołowo.
Spotykając ich, można widzieć, jakim głębokim tragizmem załamuje się w prostych duszach narzucające się siłą rzeczy — porównanie.