Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

cie rozwalonego doszczętnie kościoła, (stawiali go krzyżowcy, pod otwartem, niezmiernem sklepieniem nocnych niebios odprawia się cicha msza.
Chwieją się wątłe płomyczki świec na kamiennym ołtarzu; wkoło podnosi się wielki, przedranny oddech ziemi; u góry gwiazdy świecą.
W ciągu dnia można zamyślonemi oczyma ogarniać widnokrąg bardzo szeroki. Tu ku południo-zachodowi rozciąga się na płaszczyźnie plac boju, stoczonego pod wodzą prorokini Debory i Baraka.
Przychodzą na pamięć słowa tryumfalnego hymnu, który Debora w następstwie wyśpiewała: „Z nieba walczono przeciwko nim, gwiazdy trwając w rzędzie i w biegu swoim, przeciwko Sisarze walczyły. Potok Cizon niósł trupy ich... Kopyta koniom padały, gdy uciekali pędem i gdy spadali na szyje co mocniejsi nieprzyjaciele“...
Wybucha w tem wszystka zaciekłość wschodniego temperamentu i srogiej poezyi starego Zakonu. I kończy się hymn apostrofą znamienną, powtarzającą się różnemi słowami w księgach tych tyle razy: „Tak niechaj zginą wszyscy nieprzyjaciele Twoi, o, Panie! A którzy cię miłują, jako się jaśni słońce, gdy wschodzi, tak niechaj świecą!“