Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.

zwiewność tych cichych niebios, od słońca pożogi
nie rozpalonych, smutnych. Nie mkną dzisiaj łodzie
i żadne wiosło z pluskiem modrych wód nie orze...
Nieskończenie ucichło Galilejskie morze.

Pójdziemyż, duszo moja, spojrzeć w to pustkowie?
Czy pójdziem słuchać głosu, który — przecie niemy?
Ubrały się obłoki w zorzy złotogłowie,
gaśnie dzień... Nadaremnie tęskną czujność ślemy;
żaden szept z głuchej ciszy męce nie odpowie...
O, duszo moja, jednak my tu czekać chcemy...
Znikły w ostatnim błysku przedwieczorne zorze,
zasnuło się w tajemność Galilejskie morze!

Trzeba cicho w noc wniknąć, w krótką noc widmową;
utożsamić się z mrokiem nocy, która czeka.
Majaczą skały; ostry szczyt utonął głową
w sinawej mgle... Jest jakaś wielka rzecz, daleka;
oto się rodzi, wstaje, idzie, wielkie słowo...
Słyszysz-li? bije w fali tej serce człowieka;