Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

Oślepiająca światłość. Widzieli ją chwilę wszyscy. A Szaweł padł na ziemię.
Co się natenczas zawiązało pomiędzy tym powalonym w jasności a jasnością samą? Świadkowie nie dosłyszeli; głos był tylko do niego.
W przerażającem wstrząśnieniu wszystkich władz zapaliła się twórcza pewność; rzeczy uważane za fałsz, niepodobne i niemożliwe, objawiły się jako Prawda.
A wtedy z owej, bardzo głębokiej duszy wybuchnął bezmiar żalu, którego siłę zaledwo wyobrazić sobie możemy. Żalu za wszystek czas, w którym się nie kochało prawdy...
Dusza Szawłowa miała mieć w sobie odtąd i aż do końca ognistą ranę, z której dobywała się bezgraniczna, nieukojona miłość.
W wielkim momencie kiedy przeistaczał się wnętrzny świat, wszystko życie człowieka zbiegło się wgłąb, zesztywniały zwykłe cielesne władze. „Szaweł wstał z ziemi, a otworzywszy oczy, nic nie widział.“ Więc towarzysze „za ręce prowadząc, wwiedli go do Damaszku.”

Noc jeszcze była, aczkolwiek już odczuwać się dawał ten nieporównany podmuch przedranny, po którym szarzeje niebo.