Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/359

Ta strona została uwierzytelniona.

wolne chmury przepływają jak dumy ciche. Tajemnicza wiedza osiadła na czole skał.
W szarawem i już nieco chłodnem powietrzu rozchodzi się delikatny zapach róż dzikich i dzwoni szmer strumienia. Nad poziomem Ainety, wzdłuż kamienistej, wąziutkiej ścieżki bieży pośpiesznie cienka, perlista, przeczysta struga wody. Po obu stronach świeżość poplątanych zarośli; na różanych krzewach rozsypało się drobne, bladawe, subtelnie pachnące kwiecie.
Strumyk chwilami niknie pod głazem, albo w gęstwinie krzu; aliści opodal znów się wymyka, śpieszy się, leci, gna. Wymijając Ainetę, na jedno mgnienie rozszerzył się w rozpędzie, jakoby nabierał mocy, i oto, skręciwszy nagle, rzucił się w dół ku wiosce rozpryśniętą po kamieniach kaskadą.
Z wysokiego, podskalnego występu patrzą się na to rozłożyste konary olbrzymich drzew orzechowych. Trawa porasta na miejscach, gdzie pomiędzy głazami utrzymała się warstwa ziemi. Całkiem do kupy głazów podobna jest zasunięta w cień orzechów chałupa. Poprostu czworobok z narzuconych niedbale kamieni, płaski dach, jeden otwór wchodowy, okien zupełnie niema.
Skalistą ścieżką wstępują tutaj stada w powrocie z pastwisk dalekich. Krowy